Dr Piotr Bordzoł: Jak to zrobić, żeby pracować w prostym języku, mówiąc najprościej. Pozwolę sobie pierwsze pytanie skierować do Pani Doktor. Pytanie, które będzie dotyczyło tego, o czym będziemy dzisiaj mówić, czyli przede wszystkim: czym jest prosty język, jak to wygląda od strony dydaktycznej, na czym polega nauka prostego języka, gdzie można się go nauczyć? Dr Marta Chojnacka-Kuraś: Dzień dobry Państwu. Dziękuję za możliwość wzięcia udziału w takim spotkaniu. Pytanie „Czym jest prosty język?” zadałam sobie sama jeszcze raz przed naszym spotkaniem i pomyślałam, że w którymś momencie takie proste pytania są bardzo trudne, bo jednak otwierają nam się w głowie rozmaite ścieżki, jakby kolejne poziomy myślenia o tym zjawisku. Ale żeby to jakoś ładnie i w prosty sposób przedstawić, to powiedziałabym przede wszystkim, że prosty język jest pewnym stylem pisania. To jest taki standard tworzenia tekstów, przede wszystkim tekstów. Wyrażenie „prosty język” jest kalką czy odpowiednikiem angielskiego wyrażenia plain language. Po polsku to wyrażenie składa się z dwóch członów, które mogą być różnie rozumiane. Są one bardzo niejednoznaczne – zarówno przymiotnik „prosty”, jak i rzeczownik „język” mogą być rozumiane na różne sposoby. Co też rodzi pewne wątpliwości czy jakąś niechęć wśród odbiorców. Prosty język, tak jak powiedziałam, jest pewnym standardem tworzenia tekstów. Przede wszystkim tekstów kierowanych przez firmy, instytucje czy jakieś duże organizacje do masowego odbiorcy – do takiego odbiorcy, który jest właśnie klientem jakiejś firmy, banku i korzysta z możliwości, jakie daje urząd czy instytucja. I to jest taka relacja komunikacyjna, powiedziałabym, nierówna. Ten duży nadawca (tj. instytucja, firma) coś wie, wie coś więcej niż zwykły odbiorca i ma przekazać mu pewne informacje. Często przekazuje to w taki sposób – powiedziałabym – oficjalny, urzędowy, skomplikowany, obwarowany rozmaitymi uwarunkowaniami prawnymi. To powoduje, że te teksty są trudne w odbiorze, niejednoznaczne. Jest w nich terminologia, wyrażenia, których zwykły użytkownik języka może nie znać. W związku z tym chodzi o to, żeby te teksty projektować, planować przede wszystkim z myślą o odbiorcy, a nie o tym, co my jako instytucja chcemy przekazać, co chcemy, żeby ktoś zrobił. Mamy myśleć przede wszystkim o tym, czego ten odbiorca oczekuje po naszym piśmie, jak to pismo, ten tekst ma wpłynąć na tego człowieka. Przede wszystkim myślimy o odbiorcy. Prosty język jest standardem, więc składa się z pewnych punktów, takich rekomendacji dotyczących rozmaitych warstw tekstu, to znaczy tego, jak ten tekst wygląda, jak jest podzielony, posegmentowany, nawet jakim krojem pisma jest napisany. Jaki to jest font? Szeryfowy, nieszeryfowy, wyrównany czy tu, czy tam. Ważne jest także to, czy jest to ściana tekstu, czy są jakieś śródtytuły, czy są prowadzone tabele, wykresy, wypunktowania. Taka warstwa wizualna tekstu (kolejność przekazywanych informacji, pomysł na strukturę) również jest brana pod uwagę. Chodzi tutaj przede wszystkim o to, żeby odbiorca od razu dostał to, czego oczekuje po tym piśmie, czyli żeby prowadziło go ono przez strukturę. Człowiek po prostu czyta i od razu wie, o co chodzi, wie, czego może się po tym piśmie spodziewać, znajduje te informacje szybko, bo są one na początku, a nie gdzieś zaszyte na końcu, gdzieś w środku dużego akapitu. Wie na tej podstawie, co ma zrobić. Chodzi więc o taki układ treści. Dochodzimy wreszcie do punktów już może bardziej językowych – ważne, żeby to nie była terminologia branżowa, znana nadawcy tylko w jego środowisku, tylko żeby próbować pewne trudne specjalistyczne wyrażenia zastępować jakimiś bardziej znanymi z języka ogólnego albo żeby je tłumaczyć, bo oczywiście nie jesteśmy w stanie uniknąć w pismach wszystkich słów. W pismach o ubezpieczeniach nie unikniemy słowa „ubezpieczenie”, prawda? Czy w pismach bankowych nie unikniemy pewnych terminów, które mapują nam bankową rzeczywistość, ale chodzi o to, żeby tłumaczyć te wyrażenia, podawać przykłady w nawiasie, o co chodzi, co się kryje za tym trudnym sformułowaniem. To jest leksyka. Poza tym ważne są kwestie gramatyczne, czyli żeby nie budować długich, wielokrotnie złożonych zdań, żeby te zdania były proste. Oczywiście proste mogą być złożone, ale nie za długie. Tutaj rekomendacje dotyczą do 15 czy 20 słów. Powyżej tej liczby można popełnić błąd, bo zdanie jest bardzo skomplikowane składniowo, odbiorca musi być w skupieniu, żeby ogarnąć swoim myśleniem całą długą strukturę składniową, więc to jest utrudnienie. Mamy jeszcze parę takich składniowych rekomendacji, zaleceń, np. żeby nie używać zbyt często strony biernej, żeby używać form osobowych czasownika, żeby w ogóle używać więcej czasowników niż rzeczowników, bo czasowniki pchają akcję do przodu, dodają dynamiki tekstowi. Rzeczownik z kolei ma tendencję, żeby łączyć się w grupkę z kolejnym rzeczownikiem i tworzyć takie schodki rzeczownikowe, które powodują, że tekst jest ciężki, jest mało dynamiczny. On jest po prostu zatrzymany w kadrze właśnie przez te rzeczowniki. W każdym razie to też nie jest tak, że prosty język to jest tylko gramatyka i słownictwo. Mam takie poczucie, że w tym jest także coś więcej. Chodzi też o to, jak my jako nadawcy z odbiorcą się komunikujemy, jaką budujemy relację w danym tekście? Czy zwracamy się do kogoś kompletnie bezosobowo? I tym samym my jesteśmy bezosobowi. Przykładowo: „W piśmie stwierdzono”. Czy właśnie dotykamy tego odbiorcy, mówimy wprost do niego, np. czasami na „ty” w niektórych komunikatach, w niektórych typach komunikacji. Chociaż przejście na „ty”, żeby instytucja pisząca pisała o sobie „my”, żeby pokazać, że za tymi pismami, za tą firmą stoją jacyś konkretni ludzie w polskich realiach nie zawsze jest dopuszczalne. Więc chodzi też o takie elementy grzeczności językowej i etykiety, może też chwilami empatycznej komunikacji. Więc jest bardzo dużo różnych składowych. Pojawiło się jeszcze pytanie, gdzie się tego uczyć, ale może pozostali uczestnicy chcieliby coś dodać, czego ja nie wymieniłam do tego, co Państwo uważają za istotną składową prostego języka. Może tutaj zostawię pole do wypowiedzenia się. Sanita Kubryń: To ja może dodam, że w prostym języku szczególnie ważne jest takie empatyczne podejście do drugiej strony, do odbiorcy. To jest coś, o czym już Pani Doktor poniekąd wspominała. Bardzo nam tego brakuje w takiej codziennej komunikacji, a już szczególnie w komunikacji pomiędzy, np. urzędnikiem a odbiorcą tekstu, w tekstach prawnych czy nawet w tekstach bankowych. Szczególnie, kiedy rozmawiamy o ubezpieczeniu na życie czy jakichś innych trudnych kwestiach, brakuje w nas tego, żeby pomyśleć o tej drugiej stronie, o tym, co ona by chciała usłyszeć, jak można przekazać jej te informacje w sposób zrozumiały. Niestety często zapominamy o tym, że język to nie jest taka przezroczysta szyba, przez którą widzimy wszystko tak samo. Ja widzę inaczej, Państwo widzą inaczej. Nie zawsze jest tak, że wszyscy zrozumiemy to tak samo, a w prostym języku dążymy do tego, żeby jednak tak było. Dr Piotr Bordzoł: Tak, bardzo, bardzo dziękujemy. Pytaliśmy też o to, gdzie nauczyć się prostego języka. To znaczy to jest tak, że my dzisiaj jesteśmy w gronie polonistycznym. Natomiast, czy to jest tak, że to jest jakaś taka bardzo ekskluzywna umiejętność, którą mogą posiąść wyłącznie poloniści? Czy to jest tak, że prostego języka pod takim kątem zawodowym można się też nauczyć na innych studiach, w innych miejscach? Czy jednak poloniści zostali szczególnie stworzeni do tego, żeby się tym zajmować? Pani Małgorzata: Na początku bardzo serdecznie dziękuję, że zorganizowaliście Państwo takie spotkanie. Ja jestem z innej dziedziny, bo jestem z dziedziny prawa i mogę powiedzieć, że bardzo mnie zainteresowała komunikacja. Sama od dwóch lat się jej uczę i idzie mi czasami lepiej, czasami gorzej. Ale powiem szczerze, że rozumiem perspektywy i nadawcy i odbiorcy. Na pewno będę zgłębiała ten temat. Przy okazji chciałam Państwu powiedzieć; oczywiście wiem, że używamy specjalistycznego języka pojęć, doskonale rozumiem, że jest to niezrozumiałe i rzeczywiście też mam taką świadomość, że jest ogromna potrzeba upraszczania. Każdy z nas powinien być też w stanie rozumieć swoje prawa. Ważne jest, żeby były one respektowane, żeby też o nie walczyć. Powiem Państwu szczerze, że sama nigdy nie czytałam pouczenia, które można dostać w komendzie, i wyobrażam sobie, że każdy z państwa, kto odebrał kiedyś taki dokument nie wiedział, o co w tym chodzi. Oczywiście są napisane prawa, obowiązki, ale tak naprawdę ich nie rozumiemy. Od roku bardzo nurtuje mnie ten temat i postanowiłam, że po prostu będę zgłębiała wiedzę, żeby być takim bardziej przyjaznym nadawcą dla odbiorców. Chciałam zapytać się jeszcze Pani Doktor, może również Państwa; czy jest może jakiś zbiór zasad używania prostego języka. Pani Doktor wspominała o kroju pisma. Chciałam o to podpytać Państwa, ponieważ ja dopiero zaczynam budować swój warsztat. Jeżeli jest jakiś zespół zasad albo jakieś opracowanie, z którego mogłabym skorzystać, to byłabym niesamowicie wdzięczna za informację. Dziękuję. Dr Marta Chojnacka-Kuraś: Wkleiłam link do jednego z wielu źródeł, przez które można dotrzeć do tych standardów. To są takie standardy prostego języka opracowane przez kilka ośrodków akademickich w Polsce, m.in. przez Jasnopis, Uniwersytet Szczeciński, Uniwersytet Warszawski, Fundację Języka Polskiego. Tutaj przez ten link może Pani tam trafić. Powstają różne standardy, które mogą Państwo znaleźć na wielu stronach internetowych. Są to różnej jakości źródła, więc trzeba bardzo ostrożnie patrzeć, gdzie wchodzimy. Ale właśnie są pewne standardy prostej polszczyzny pasowane przez Uniwersytet Wrocławski. Tutaj mamy propozycje takich standardów prostojęzycznych. Jasnopis wcześniej miał przygotowane jeszcze inne wytyczne dotyczące zrozumiałości, jasności tekstów. Powstają różne źródła, ale trzon tych rekomendacji jest bardzo spójny, więc mogą się one ewentualnie różnić jakimiś szczegółami. Wrócę jeszcze do tych dwóch pytań – które pamiętam, że gdzieś tam krążą – czy to jest tylko dla polonistów, czy każdy się tego może nauczyć? My rzeczywiście jesteśmy tutaj grupą warszawskich polonistów wywodzących się z jednej uczelni, ale prostego języka można się uczyć na kilku już uczelniach, więc może od tego bym zaczęła. Mamy przede wszystkim coś takiego jak deklarację prostego języka, którą od 2018 roku podpisują rozmaite instytucje i pod koniec 2023 roku podpisały tę deklarację cztery uniwersytety. Uczelnie wyższe weszły do grona tych instytucji, które postanowiły upraszczać swoją komunikację z odbiorcami. Na Uniwersytecie Warszawskim mamy dwa nowe formaty kształcenia prostego języka. To znaczy mamy studia podyplomowe o nazwie „Prosty język i efektywna komunikacja w społeczeństwie. Są to studia podyplomowe, które w tej chwili mają już swoją drugą edycję i niedługo rusza rekrutacja na trzecią edycję. Trwają one rok, dwa semestry w trybie zaocznym, zjazdowym, w formie hybrydowej. Mamy też specjalizację zawodową, która ruszyła w tym roku po raz pierwszy. Właśnie Pani Sanita i Pani Julia są przedstawicielkami tej specjalizacji. Pierwsze studia podyplomowe z prostego języka uruchomił Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu, specjalizacja ta nosi nazwę „Prosty język w instytucjach publicznych”. To są chyba takie dwa uniwersytety (tj. na Uniwersytecie Warszawskim i na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu), na których prosty język jest uczony w formie jakichś studiów podyplomowych. My nie mamy studiów magisterskich czy licencjackich. Takiego formatu jeszcze nie ma. Są też oczywiście rozmaite kursy, przede wszystkim te zapoczątkowane we Wrocławiu przez Tomasza Piekota i jego Pracownię Prostej Polszczyzny. Rozmaite kursy prowadzi także Fundacja Języka Polskiego Uniwersytetu Warszawskiego, Zespół Jasnopisu z SWPS-u. Po wpisaniu do internetu hasła „prosty język” pojawia się mnóstwo rozmaitych ofert, kursów, które czasami nie wiadomo przez kogo dokładnie są prowadzone, trzeba uważać na ich jakość. Troszeczkę tych możliwości jest. Myślę, że to nie jest dla wszystkich, tzn. ja sama uczę na tych studiach podyplomowych i widzę, kto na nie przychodzi. Przychodzą tam na przykład młodzi absolwenci naszej polonistyki, starsi absolwenci naszej polonistyki, ale też osoby z zupełnie innych dziedzin. W tym roku był jeden uczestnik, który był starszy ode mnie, był wiekowym absolwentem Politechniki Warszawskiej. Stwierdził, że on zawsze lubił język, chce się komunikować lepiej, sprawniej i po prostu przyszedł na te studia i wspaniale się w nich odnalazł. Także są osoby z wykształceniem ekonomicznym, ścisłym, które pracują już w jakichś instytucjach, czy to publicznych, czy w dużych firmach, w korporacjach, w bankach i po prostu chcą się tego nauczyć w taki systematyczny, porządny sposób. Mam takie wrażenie, że polonistom jest trochę łatwiej. Może tak bym powiedziała: to nie jest kompetencja zarezerwowana dla polonistów, ale polonistom jest pewnie łatwiej, bo mają to zaplecze językowe po studiach polonistycznych, mają kurs kultury języka polskiego, gramatyki. To jest mocne zaplecze i na tym można pracować, bo oczywiście to też nie jest tak, że każdy polonista zna prosty język, ale na tym można łatwo budować. Z kolei osoby, które przychodzą z zewnątrz muszą jakoś nadrobić troszeczkę tę wiedzę na temat języka, zasad jego funkcjonowania. Widzę jednak, że potem wszyscy absolwenci studiów podyplomowych sobie świetnie radzą na tych końcowych pracach, które są potwierdzeniem nabytych kompetencji. W trakcie takiego długiego procesu edukacyjnego wszystko można ładnie wyrównać. Przepraszam za tę przydługą odpowiedź. Może Państwo coś jeszcze dodadzą od siebie jako uczestnicy tych właśnie formatów specjalizacji. Mateusz Gromulski: Ja może nie jestem uczestnikiem formatu, ale Pani Doktor powiedziała, że nie każdy polonista zna prosty język. To jest prawda. I dodałbym nawet, że nie każdy polonista popiera prosty język, bo to też budzi różne kontrowersje w środowisku, krytykowane jest np. to, że chcemy zabrać z języka stronę bierną czy imiesłowy i troszeczkę ten język zubożyć. To nie jest do końca prawdą, ale jest to też zjawisko kontrowersyjne, myślę. Krystyna Choińska (?): Ja jestem związana nie z Warszawą, nie z Uniwersytetem Warszawskim, ale Uniwersytetem Jagiellońskim i Akademią Tarnowską. Biorę udział w tym seminarium, bo sama uczę dydaktyki. Państwo mówią tutaj o prostym języku w instytucjach publicznych. Pani prawnik mówiła o tym, żeby pisać teksty prawne, a ja bym chciała zwrócić uwagę na komunikację pomiędzy nauczycielem a uczniem. Uczniowie posługują się coraz prostszym językiem i spotykamy się z takim zderzeniem. Nauczyciel, polonista wykształcony po Uniwersytecie Warszawskim, Uniwersytecie Jagiellońskim, po innych uczelniach mówi językiem poprawnym, wykorzystuje bogate słownictwo. A uczniowie słuchają tego jak zupełnie obcego języka, bo oni korzystają z takiego naprawdę prostego, właściwie powiedziałabym prostackiego, zubożonego języka, więc myślę, że to też może być temat do rozważania i do dyskusji. Dziękuję. Sanita Kubryń: Chciałabym jeszcze skomentować tę kwestię uczniów, którą poruszyła Pani przed chwilą. Myślę, że też to, co widzimy w języku młodzieży to jest to, że oni głównie poruszają się w przestrzeni internetu i wiele słownictwa slangowego czy też słownictwa z języka angielskiego wchodzi właśnie w język potoczny tych osób młodszych. Dlatego czasami zdarza się coś takiego, że trudno jest im się przestawić na taką sytuację jednak bardziej formalną pomiędzy nauczycielem a uczniem. Jest to jednak słownictwo slangowe (szczególnie z Tiktoka), które staje się językiem młodzieży, co wszyscy mogliśmy zauważyć chociażby ostatnio, kiedy ogłoszono zbiór młodzieżowych słów roku. Ale co to właściwie znaczy „słownictwo proste”? Bo mamy nagle zbiór słów, których my nie rozumiemy. Pada jakieś słowo „skibidi” i o co tutaj chodzi? Dla kogo to jest proste? Tutaj już mamy tę kwestie języka jakiegoś młodzieżowego czy specjalistycznego zarezerwowanego dla konkretnej grupy. Mateusz Gromulski: Ja może bym dodał, jeśli już jesteśmy w temacie szkoły, że no tak, potocyzacja języka to jest jedna kwestia. Druga kwestia, myślę, jest taka, że młodzież i dzieci korzystają już z tych bardzo krótkich form, gatunków internetowych, tj. rolki, reelsy, i ich uwaga jest bardzo krótka. One bardzo szybko tracą zainteresowanie tematem. Również na lekcji bardzo trudno jest utrzymać skupienie, chociaż to jest tylko 45 minut. I to też się przekłada na wypowiedzi, też wypowiedzi pisemne, bo trudno im prowadzić taki dłuższy, logiczny i spójny wywód. Mam takie obserwacje z doświadczeń na maturze ustnej, że uczniowie czasami chcą powiedzieć więcej, chcą coś z siebie wyrzucić, ale mówią, ale nie wiedzą, jak to powiedzieć, jak to ubrać w słowa. Mają z tym problem, nie czytają też lektur, bo są one długie, monotonne i nie za wiele się w nich dzieje. Nie dość, że tematyka jest nudna – bo czytają, np. o jakichś chłopach, którzy orzą pole – to też trzeba się skupić przez dłuższy czas. Żyjemy jednak w dobie przyspieszenia informacyjnego i to też jest problem. Więc myślę, że też dobrym rozwiązaniem są te głosy, które się pojawiają, aby umożliwić szkołom wprowadzenie zakazu korzystania z telefonów na terenach szkół, żeby to była taka przestrzeń oczyszczenia z tego środowiska cyfrowego. Bardzo symptomatyczne jest to, że kiedy wychodzi się na przerwy w szkołach podstawowych czy w szkołach średnich, to panuje po prostu cisza i koledzy siedzą koło siebie, wysyłają sobie coś, nie zawsze prowadzą ten dialog. To jest też taka plaga współczesności. Karolina Malinowska: Jeśli mogłabym mieć pytanie do Pana Mateusza. Z racji tego, że jest Pan nauczycielem. Proszę nam powiedzieć, czy te dwie role: osoby, która zajmuje się prostym językiem, i osoby, która uczy w szkole ponadpodstawowej, to są łatwe do połączenia rzeczy? Moje wyobrażenie roli nauczyciela polonisty jest zapewne jednak takim z takiego wysokiego C, przekaziciela kultury, pewnych idei, wartości. I jak to ma się do tego prostego języka, z nawykami językowymi samych uczniów. Mateusz Gromulski: Znaczy tak. Myślę, że to wyobrażenie z wysokiego C jest bardzo idealistyczne. To znaczy ja też wychodziłem z takim przekonaniem ze specjalizacji nauczycielskiej, że oto będę miał zaraz przed sobą uczniów pragnących wiedzy językowej i w ogóle chętnych, żeby chłonąć literaturę. No i dostałem na dzień dobry uczniów technikum weterynarii, których tak naprawdę język polski, literatura (jest to właściwie kurs literatury w szkole średniej) w ogóle nie interesuje. Mają to gdzieś, że tak powiem brutalnie. Tak jest. I oni, no tak jak powiedziałem, nie czytają lektur. Z wierszami też jest bardzo duży problem, więc również ten przekaz na lekcji języka polskiego no ogranicza się do przekazania tych najważniejszych treści, też z punktu widzenia egzaminu, który ich czeka na koniec. Też z tego jako nauczyciele jesteśmy później rozliczani. O takiej pogłębionej refleksji, szczególnie refleksji nad językiem, nie ma za bardzo mowy, bo też nie ma za bardzo miejsca w programie na język. Są niby treści, gdzieś można je wpleść, ale tego nie ma wcale tak dużo i to jest skupianie się jednak na tekstach. Jeśli chodzi jeszcze o ten przekaz, prosty język, to mam pewne wątpliwości. Z jednej strony jestem za tym, aby prosty język wprowadzać na przykład do dokumentacji szkolnej, na przykład do statutów, do których jednak uczniowie tak naprawdę nie zaglądają. Często padają pytania takie jak: jakie są kryteria oceniania, jak jesteśmy oceniani, z czego. Wszystkie odpowiedzi na te pytania są dostępne, tylko że nikt do tego nie zagląda. Natomiast jeśli chodzi o sam tok nauczania, to tutaj jestem raczej za taką lekturą konfrontującą. To znaczy, żeby jednak uczniowie spotykali się z tym trudnym językiem, żeby nie zabierać im tego doświadczenia, trudnych słów, niezrozumiałych, czasami archaicznych, tylko żeby za tym właśnie szła też taka no właśnie funkcja nauczyciela, który to wszystko objaśnia, żeby im też poszerzać te horyzonty, wkładać im tę wiedzę językową, uczyć też krytycznego myślenia, dobierania informacji. Na przykład przy uczeniu notatki syntetyzującej, gdzie trzeba wybrać te najważniejsze informacje z tekstu – i to jest myślę istotne. Natomiast już sam dialog na lekcji jako taki myślę, że jak najbardziej może kierować się zasadami prostego języka. To znaczy, żeby objaśnić. Jeżeli pojawia się epitet – wyjaśnić, że to nie jest jakiś środek stylistyczny, mający na celu uwydatnienie właściwości wyrazu określanego itd., tylko że jest to po prostu przymiotnik, który określa rzeczownik. Myślę, że wtedy o wiele łatwiej będzie im znaleźć coś takiego później. Mam nadzieję, że odpowiedziałem na pytanie. Karolina Malinowska: Tak, tak, dziękuję. Dr Piotr Bordzoł: Ja jeszcze miałbym do Pana Mateusza jedno pytanie. Chciałbym wrócić do początku naszego seminarium. Pani Doktor mówiła o tym, że ruszyła specjalizacja na Uniwersytecie Warszawskim w tym roku, więc jak to się stało, że Pan jako absolwent został upraszczaczem prostego języka i wdraża Pan prosty język? Mateusz Gromulski: To jest bardzo dziwna historia, to znaczy ja nigdy tego nie planowałem i ten prosty język pojawił się w moim życiu przypadkowo. Poszedłem na te studia, bo kocham literaturę i na studiach licencjackich pokochałem epokę baroku. Zapisałem się na seminarium licencjackie, które było poświęcone erotykom barokowym i już byłem gotowy na pisanie tej pracy. Przez wakacje przygotowywałem się, czytałem już opracowania. W październiku dostałem informację, że mój planowany promotor zaniemógł na zdrowiu i żebym najlepiej zmienił seminarium. Byłem bardzo zrozpaczony, bo już miałem plan na tę pracę. Zobaczyłem, że jest jakieś wolne miejsce na seminarium językoznawczym, które prowadziła Doktor Wanot-Miśtura, Pani prezes Fundacji Języka Polskiego. Poszedłem na to seminarium i tam właśnie dowiedziałem się o prostym języku, i zobaczyłem jak fajne jest to przełożenie tej wiedzy akademickiej na takie bardzo praktyczne użycie, że można pomóc ludziom tą wiedzą, że nie siedzimy tylko w swoim sosie – że tak powiem – nie dusimy się, tylko można wyjść do ludzi. I tak mnie to zafascynowało. Potem Pani Doktor już mi bardzo pomogła. Na wydziale działa też Koło Naukowe Prostego Języka i zapisałem się do niego. W ramach koła mieliśmy taki kurs, który organizowała Fundacja Języka Polskiego właśnie. A później brałem udział w różnych pracach, audytach językowych, przy badaniu tekstów, upraszczaniu ich. No i tak trochę okrężną drogą, że tak powiem, gdzieś w ten świat wszedłem i teraz w nim siedzę. Więc tak, tak to było. Karolina Malinowska: W takim razie, jeśli można, to samo pytanie do Pani Julii i Pani Sanity. Jak to się stało, że Panie się tym zainteresowały i skąd wybór tej ścieżki prostego języka? Julia Walerzak: Ja z kolei jestem troszkę od innej strony. Mam inne zainteresowania może niż Mateusz, dlatego że Mateusza – jak tutaj wspomniał – bardziej pociągała ta ścieżka literaturoznawcza. Mnie natomiast bardziej pociągała od początku ścieżka językoznawcza. Na studiach licencjackich byłam na specjalizacji edytorsko-redaktorskiej, więc już od tamtego momentu pracowałam z tekstem. To mi sprawiało radość. Jak dowiedziałam się, zapisując się na studia magisterskie, że rusza u nas nowa specjalizacja z prostego języka, to bardzo mnie to zainteresowało. Szczerze powiem, może nie wiedziałam do końca, czego się spodziewać, bo była to swego rodzaju nowość i jesteśmy pierwszym rocznikiem, który idzie tą specjalizacją. Ale już z perspektywy czasu, kiedy już rok uczestniczę w zajęciach, mogę powiedzieć, że jestem w pełni zadowolona z tego, że poszłam na specjalizację. Działamy bardzo dużo z tekstem. Tak jak Pani Doktor wcześniej wspominała, można oczywiście zapisywać się na przeróżne kursy, bo wybór jest bardzo szeroki, żeby ten prosty język, te zasady czy dekalog ćwiczyć. Wiele kursów pozwala na poznanie tego zagadnienia może w krótszym czasie. I nie ma po prostu możliwości przećwiczyć czy mieć do czynienia z dużą liczbą tekstów, z którą w takim pogłębionym zakresie mamy możliwość się zajmować właśnie na zajęciach, na przykład na studiach. Cenię sobie bardzo, że na przeróżnych warsztatach szlifujemy właśnie te umiejętności, że mamy do czynienia z bardzo dużą liczbą różnych tekstów, z różnych zakresów, z różnych dziedzin i możemy zobaczyć, jakie są problemy, z czym trzeba się mierzyć, jak sprawić, żeby uzyskać efekt tego, co się chce przekazać, żeby właśnie zadbać o to, żeby zarówno dla nadawcy, jak i odbiorcy stało się to efektywne, przystępne, żeby wiedział o czym czyta, co chcemy mu przekazać. Bardzo ważne jest tutaj dla mnie to podejście, o którym Sanita wspomniała na początku, żeby po prostu prosty język pozwalał nam bardziej zwrócić uwagę na drugiego człowieka, ćwiczyć to poczucie empatii, wrażliwość i otwartość na drugiego człowieka. Więc tak, taka była moja ścieżka. Jak się dowiedziałam o specjalizacji, to postanowiłam, że po części zaryzykuję i absolutnie nie żałuję tego wyboru. Karolina Malinowska: Dziękuję. A pani Sanita? Sanita Kubryń: To jeżeli chodzi o mnie o ten prosty język, to mam takie wrażenie, że to już było w moim życiu od dawna. Ja nawet nie wiedziałam, że byłam tym upraszczaczem, kiedy nim właściwie byłam. Pochodzę z bardzo małej miejscowości. Kiedy mówię mała, to nie mam na myśli 1000 mieszkańców, ale 100. I dookoła mnie było dużo osób z podstawowym wykształceniem, które dostawały teksty i przychodziły do mnie z pytaniami: Sanita, o co tu chodzi? Ja mówię, ja nie wiem, ja też naprawdę nie wiem, o co tutaj chodzi. Widziałam na własne oczy, jak osoby często zmagają się z taką komunikacją, z urzędami, z takimi tekstami, które powinny od początku być dla nich jasne. I to powodowało bardzo przykre konsekwencje tego, że kiedy przyzwyczajamy się do tego, że na przykład firma, która daje nam energię elektryczną, mówi językiem niezrozumiałym, to później kończy się tak, że kiedy przychodzi do nas oszust i też mówi językiem niezrozumiałym, to myślimy, że tak powinno być. Na zasadzie: Ja nie muszę nic z tego rozumieć, bo ja nigdy nic z tego nie rozumiałam, więc podpiszę ten papier. To łączy się też z przemocą słowną, do której jesteśmy trochę przyzwyczajeni. Nie muszę tego rozumieć, bo nikt mi tego wytłumaczy. Później, kiedy trafiłam na polonistykę, podobnie jak Mateusz, byłam bardziej zainteresowana literaturoznawstwem i zajmowałam się romantyzmem. Jednak wylądowałam na zajęciach ze stylistyki z Panią Profesor Burkacką, która właśnie zajmowała się prostym językiem. Kiedy zobaczyłam, że jest to opracowane, że to faktycznie funkcjonuje, istnieje jako standard i pomaga ludziom, to pomyślałam sobie: „O matko, to jest coś, czym ja się chcę zajmować. Tak, tak, to zdecydowanie jest to.” I od razu aplikowałam na tę specjalizację z prostego języka i przyjaznej komunikacji, dzięki czemu właśnie teraz zajmuję się upraszczaniem w branży ciepłowniczej i energetycznej, w grupie Veolia. Widzę te zmagania. Zastanawiam się też nad tym, o czym mówiła Pani Małgorzata, jak to jest z tymi tekstami prawnymi, bo one szczególnie stawiają nam bardzo wysoką poprzeczkę i często musimy iść na różne kompromisy, żeby ten tekst był prawidłowo prawnie przygotowany, ale z drugiej strony przekazywał ten komunikat w sposób jasny i zrozumiały. Dr Piotr Bordzoł: Dzięki, to zapytam o taką rzecz: czy ta duża liczba kursów, szkoleń, studiów podyplomowych świadczy o tym, że jest jakieś ogromne zainteresowanie prostym językiem? Czy to jest tak, że to jest taka umiejętność, która zapewnia nam na przykład pracę bez problemu? Czy to jest tak, że upraszczacze są poszukiwani na rynku pracy i w zasadzie wystarczy otworzyć portal ogłoszeniowy i już tę pracę mamy? Dr Marta Chojnacka-Kuraś: To może ja się tutaj odniosę. Dawno nie byłam poszukiwaczem pracy na rynku pracy, więc nie wiem, jak to wygląda współcześnie, o to może zapytam pozostałych Państwa, ale rzeczywiście kursów jest bardzo dużo i tak naprawdę mamy w tej chwili, myślę, do wyboru kursy od 5 godzin, 16 godzin, trzech dni, po semestralne, po roczne studia podyplomowe, czy specjalizację zawodową, która będzie trwała dwa lata chyba, prawda? Wiadomo, że są to różne formaty dla różnych osób i pod różne możliwości, prawda? Jeżeli ktoś ma czas, ma przestrzeń, ma pieniądze, żeby zainwestować w studia podyplomowe, to wtedy ma ten komfort, że wejdzie w tę tematykę szerzej. Będzie miał właśnie nie tylko pakiet i wiadomości, czym jest prosty język, ale też będzie miał właśnie możliwość przetrenowania tego, przećwiczenia na różnych typach tekstów, w różnych obszarach, gdzie ten prosty język może działać. Można zacząć na przykład od takiego kursu dwudniowego, potem rozsmakować się w tym i zdecydować się może na jakiś bardziej długotrwały proces edukacyjny. Teraz zapytam Państwa, jak to wygląda na rynku pracy. To chyba nie jest tak, że kurs 16-godzinny od razu zrobi z nas upraszczacza i że rynek szuka kogoś takiego jak upraszczacz? Ja mam wrażenie, że to jest jakaś taka uniwersalna kompetencja, która może się przydać w bardzo wielu zawodach, w bardzo wielu obszarach. Człowiek po polonistyce, który nawet przez ten barok i romantyzm przeszedł, ale zrobi jeszcze coś z tym prostym językiem, może po prostu pracować jako ekspert od komunikacji po prostu, zajmować się tekstami, projektowaniem treści na strony internetowe, czy redagowaniem, być przykładowo rzecznikiem prasowym, czy w ogóle opiekować się komunikacją jakiejś instytucji. Prosty język daje nam jakieś takie wzmocnienie tych kompetencji. Tak ja bym to widziała na teraz, ale może Państwo jeszcze się do tego jakoś odniosą. Jak rynek pracy woła o upraszczaczy, jak to wygląda? Sama jestem tego ciekawa. Mateusz Gromulski: Może ja zacznę. Mam wrażenie, że upraszczacze albo prostownicy – bo różnie się nazywa tych ludzi – są gdzieś wcielani do firm (czasami się to dzieje taką pocztą pantoflową, że ktoś słyszał, że jest okej i go wtedy biorą). Ale też wydaje mi się, że dużo osób, które do tej pory zajmowały się jakąś działką w danej organizacji – i mają dzięki temu wiedzę merytoryczną, co się dzieje w firmie – robi dodatkowo kurs albo studia podyplomowe i kształtuje przez to swoje umiejętności językowe. I to też jest bardzo dobre, bo tak naprawdę to jest może minus polonistów – że jeżeli ktoś ma wykształcenie polonistyczne i pójdzie na przykład do banku czy do firmy ubezpieczeniowej, no to niestety nie ma ani wiedzy z zakresu bankowości, ani z ekonomii, ubezpieczeń, z zakresu prawa. To jest dla nas w ogóle obcy świat, kosmos. Jesteśmy w stanie zadbać o ten dokument pod względem poprawności językowej, ale żeby go uprościć i nie zrobić krzywdy merytorycznej, to musi być jednak praca zespołowa. Czyli z jednej strony może to być językoznawca, z drugiej strony prawnik, ktoś z działu prawnego. Jeżeli to będzie regulamin prowadzenia jakiegoś konta oszczędnościowego czy jakieś ogólne warunki ubezpieczenia na życie, to będzie osoba, która zna ten produkt, wie jak on w tej firmie funkcjonuje, jakie inne dokumenty wpływają na ten dokument (czyli że np. możemy zrezygnować z jakichś określeń czy fraz, podczas gdy inne muszą zostać). Nie jest to więc zawsze po prostu stanowisko upraszczacza, tylko najczęściej jest to dodatkowa praca dla tych, którzy do tej pory już czymś się zajmują. Wtedy dodatkowo jeszcze ten język upraszczają. Dr Marta Chojacka-Kuraś: Przepraszam, jeszcze dorzucę, że czasami na szkoleniach pojawiają się właśnie takie osoby z różnych dziwnych miejsc – z jakiejś remizy strażackiej czy komisariatu policji – które po prostu zostają wypchnięte do tego, żeby się zajmować takimi sprawami, bo np. były najlepsze z polskiego w liceum. Są to więc osoby zajmujące się zawodowo czymś zupełnie innym, ale jest potrzeba, żeby jakoś tak komunikować się lepiej z obywatelami. Wobec tego deleguje się kogoś, kto ma liznąć tego troszeczkę, jakby podbudować swoje kompetencje i dalej wykonywać swoją pracę z dodatkiem jeszcze tych nowych zadań komunikacyjnych. Sanita Kubryń: Ja zdecydowanie podpiszę się pod tym, co powiedzieli Pani Doktor i Mateusz. Dodatkowo często jest też tak, że firmy zatrudniają specjalistów od nas tutaj z Warszawy, z Fundacji Języka Polskiego, z Pracowni Prostej Polszczyzny, zatrudniają firmę zewnętrzną (tak jak to jest teraz w moim przypadku), żeby wyszkolili tych pracowników. My po prostu upraszczamy komunikację, ale też szkolimy pracowników, bo widać, że te instytucje chcą być coraz bardziej samowystarczalne. Chodzi o to, że jak ci poloniści sobie pójdą, to żeby był dalej ktoś w tej formie, kto zaopiekuje się tymi tekstami. Z tym, że to też niesie ze sobą takie niebezpieczeństwa – część tekstów jest upraszczanych bardzo matematycznie, tj. wyrzucę imiesłów, skrócę zdanie, postawię kropki i koniec. A za tym nie stoi tylko forma. Mateusz też wspomniał o tym, że to jest grupowa praca nad tekstem. Jest to wielka zaleta tej pracy, jak również duże wyzwanie dla nas, bo ludzie są bardzo przywiązani do swoich tekstów, nie chcą ich zmieniać. My jako upraszczacze często dajemy komuś dodatkową robotę. Po co upraszczać ten tekst? Skoro od tylu lat jest firma, działa, dobrze prosperuje, o co chodzi? Po co to? Dlatego myślę, że o tym prostym języku trzeba mówić coraz więcej, o tej potrzebie komunikacyjnej, o takiej równości. Zabrzmię może trochę jak radykał, ale niech będzie tak, że po prostu ten prosty język to jest taka podstawa w demokratycznym społeczeństwie obywatelskim. Tak, to powinna być taka podstawowa cecha tekstów, które są kierowane do szerokiego grona odbiorców. Dr Piotr Bordzoł: Pani Senita powiedziała o bardzo ważnej rzeczy. To znaczy to jest tak, że prosty język otwiera też nam rynek szkoleniowy. Jest to jakby taka dodatkowa przestrzeń zawodowa, którą zyskujemy, dzięki tym umiejętnościom. I to jest faktycznie rzecz, o której do tej pory jakoś nie myśleliśmy. Podsumowując, to nie jest tak, że jeśli otworzymy portal pracuj.pl, będzie tam szereg ofert pod tytułem: „Poszukujemy absolwentów polonistyki ze specjalizacją z prostego języka”. Tylko trzeba jednak szukać tych ofert, kryją się one pod wieloma różnymi określeniami. Pytanie, czy ten prosty język wiąże się też jakoś z dostępnością? Problem ten jest szeroko dyskutowany w ostatnim czasie. Dr Marta Chojnacka-Kuraś: Poruszamy tutaj kolejne wątki. Ja staram się hamować, żeby wrócić potem do pewnych kwestii, żeby coś jeszcze dopowiedzieć. Zanim o tej dostępności, to jeszcze tylko powiem a propos tej pracy zespołowej. Tak, praca nad prostym językiem jest pracą zespołową. Bardzo często osoby, które właśnie przychodzą na szkolenia, uczą się nie tylko upraszczać, lecz także uczą się uczyć tego innych. My to na szkoleniach Fundacji Języka Polskiego nazywamy zawsze „dobrym ambasadorem prostego języka”. Coraz więcej firm czy instytucji powołuje takie zespoły, jakąś taką komórkę w obrębie firmy, która się tym zajmuje. Jednak mogą sobie na to pozwolić tylko duże firmy typu PZU, PKO, mBank. Natomiast w takich mniejszych firmach zwykle jest to właśnie jakaś grupka ludzi, która obok swoich codziennych obowiązków, tj. odbierania telefonów, maili, pisania itd., ma jeszcze upraszczać i szkolić kolegów, być tym dobrym ambasadorem. Jest jakby to taka wielotorowa, wieloaspektowa funkcja. Jeśli chodzi o dostępność, to mamy trzy strefy dostępności: dostępność architektoniczną – która też jest fascynującym tematem na inne spotkanie – dostępność informacyjno-komunikacyjną oraz cyfrową. Największe pole na zagospodarowanie prostego języka widzimy właśnie w tej informacyjno-komunikacyjnej. Jeżeli formułujemy teksty, naszą komunikację w standardzie prostojęzycznym, stosujemy standard, który jest bardzo inkluzywny. Jest to standard, który powoduje, że tekst będzie zrozumiany przez dużo większą grupę odbiorców, niż gdyby był napisany standardowym, urzędowym bełkotem, jak to się czasami mówi. W tym sensie to jest dostępność, sprawiamy, że tekst zrozumie każdy. Odbiorcami tego typu komunikacji są przecież bardzo różni ludzie. Możemy mieć instytucję publiczną, która ogarnia wszystkich obywateli i specjalistów w super dziedzinach oraz ludzi mniej wykształconych, z mniejszymi potrzebami komunikacyjnymi, osoby z niepełnosprawnością. Standard prostojęzyczny powoduje, że ten tekst jest na poziomie, który umożliwia zrozumienie bardzo szerokiej grupie odbiorców. Przede wszystkim poziom, gdzie ten prosty język łączy się z dostępnością. Wchodzimy pomalutku w inne zagadnienie jakim jest łatwy język, tekst w języku łatwym do czytania i zrozumienia. To jest specjalny sposób pisania tekstów, komunikatów dla osób z niepełnosprawnością intelektualną. Ale to jest osobne zagadnienie. Prosty język polega przede wszystkim na tym, że trudne kwestie merytoryczne wyrażamy w prostej formie, ale te trudne merytoryczne kwestie tam nadal są. My nie powodujemy, że ta treść staje się łatwa. Ona tam jest, ona jest skomplikowana. Więc praca nad upraszczaniem jest pracą bardzo wymagającą. Wymagającą ogromnej wiedzy, umiejętności, ostrożności i otwartości na współpracę w zespole. Nam się może wydawać, że to jest proste, takie prostackie, nie? To nie jest prostackie. To jest wyrafinowane, wypracowane, jest to po prostu wielki kunszt, żeby coś zrozumieć i potrafić to przełożyć na prostszą formę. To chyba to, co chciałam powiedzieć, ale może Państwo coś dorzucą jeszcze o dostępności, o czym nie wspomniałam. Sanita Kubryń: To może jeśli chodzi o tę dostępność, to dodam jeszcze, że teraz też wchodzi ta ustawa „Polski Akt o Dostępności”. I choć nie dotyczy ona stricte prostego języka, to jednak posuwa nam naprzód dużo kwestii związanych z prostym językiem. Banki chcą teraz pisać prosto. Nie ma się co oszukiwać, to nie jest z potrzeby serca, tylko dlatego, żeby ta komunikacja jednak spełniała pewne standardy. Bankom wlepia się kary od razu, kiedy wchodzi jakaś ustawa. Sądy się nie zastanawiają i nawet mamy jakieś takie pierwsze orzeczenia sądu w tej sprawie, jeżeli się nie mylę. Jest sprawa ERGO Hestii, gdzie umowa była na tyle niezrozumiała, że sąd zasądził na rzecz tego klienta, że po prostu komunikat był zaciemniony, niejasny. To się staje powoli standardem, co bardzo mnie cieszy. Powinno to dawać szersze perspektywy, jeżeli chodzi o pracę dla polonistów, bo coraz więcej tych upraszczaczy będzie potrzebnych. Z tym, że prawdopodobnie, będzie to jednak się działo wewnętrznie w tych firmach, tak jak wspominała już Pani Doktor. Mateusz Gromulski: Interesująca kwestia tej ERGO Hestii. Jestem ciekawy, czy znasz szczegóły, jak sąd w ogóle zweryfikował niejasność tego tekstu? Bo Polski Akt o Dostępności nakłada ten obowiązek języka na poziomie B2. Jestem ciekawy, jak oni to zmierzyli. To znaczy, czy oni to wrzucili gdzieś do Jasnopisu, czy po prostu sędzia stwierdził: „Okej, nie rozumiem, to będzie kara”. Czy znasz jakieś szczegóły? Sanita Kubryń: Musiałabym dokładnie w tym poszperać, jak sprawdzę, to podeślę, zobowiązuję się do tego. Niestety nie wiem, czy to była kwestia sprawdzania w Jasnopisie, czy kompetentnych sędziów, ale jak widać, temat zainteresował, więc sprawdzimy to sobie wszyscy indywidualnie. Dobrze, że temat jest jakoś nośny. Dr Piotr Bordzoł: Ja zapytałam o tą dostępność też pod tym kątem, czy właśnie studia podyplomowe, kursy – które dotyczą prostego języka – czy one też obejmują ten komponent dostępności, czy to jest tak, że to jest jakieś takie zupełnie osobne zagadnienie, zagadnienia, które się wzajemnie uzupełniają? Dr Marta Chojnacka-Kuraś: Powiedziałabym, że to zależy. Pamiętam, że kiedyś my jako fundacja współprowadziliśmy taki duży cykl szkoleń dla urzędników różnych szczebli administracyjnych i tam było właśnie szkolenie z dostępności. Byliśmy jednego dnia jako taki właśnie komponent prostojęzyczny w ramach szerzej rozumianej dostępności. Od dostępności cyfrowej byli inni eksperci. Ja się na tym nie znam, przyznaję się do razu, ale chodzi m.in. o projektowanie stron, żeby były odpowiednie załączniki, przełączniki. To była taka duża baza informacji. Potem wchodziliśmy my. To było wtedy tak zakrojone jako coś komplementarnego. Prosty język jest właśnie takim elementem dostępności przede wszystkim na poziomie komunikacyjnym. Na wielu szkoleniach pomija się ten element dostępności. Mam wrażenie, że to zależy od podejścia. Na naszych studiach podyplomowych i na specjalizacji jest chyba jakiś przedmiot. Proszę mi przypomnieć, Panie może bardziej znają ten program. Chyba na drugim roku tej specjalizacji będzie jakiś taki komponent dostępności. Czy na pierwszym już był? Zależy to więc od tego, jak ktoś chce to ustawić. Ale na pewno te dwa obszary się ze sobą kleją i wspierają się. Sanita Kubryń: Tak, my na drugim roku mamy mieć właśnie zajęcia z dostępności i też te dotyczące tego easy to read. Widzę, że Pani Małgorzata też podnosi rękę. Pani Małgorzata: Bardzo dziękuję Pani Sanicie za to orzeczenie. Powiem szczerze, z największą przyjemnością sama go poszukam i przeczytam. Jeśli uda mi się znaleźć, to bym tutaj wkleiła, na razie sprawdziłam na szybko i niestety nie znalazłam. Ale patrząc na tę sprawę – oczywiście nie znam jej dokładnie – mogę tylko przypuszczać, że osoby, które składają oświadczenia woli, muszą być świadome i muszą też rozumieć w stosunku do czego składają to swoje oświadczenie woli. Po prostu trzeba być świadomym, na co się godzę. Więc wydaje mi się, że można tutaj mówić ewentualnie o nieważności umowy. To są tylko moje przypuszczenia, którymi się chciałam tak na szybko podzielić. Sanita Kubryń: Z tego co pamiętam chodziło też o kwestię ubezpieczenia w Stanach Zjednoczonych i po prostu sąd orzekł, że z tego pisma wynika, że faktycznie ta klientka może myśleć, że ubezpieczenie to obejmuje pełen pakiet, a niekoniecznie obejmowało. Ja też w międzyczasie szukam, więc mam nadzieję, że znajdę. Karolina Malinowska: Ja chciałam tylko skomentować, że taki duch detektywów i detektywek się w nas tutaj budzi i szukamy. Ale Piotrze, zadaj pytanie. Dr Piotr Bordzoł: Ja jeszcze chciałem zapytać, bo pojawił się tutaj kilka razy w wypowiedziach Jasnopis i tak się zastanawiam, czy sztuczna inteligencja jest w stanie zagrozić upraszczaczom, zawodowi upraszczacza? Czy to jest tak, że jednak trzeba mieć troszkę inne umiejętności i kompetencje, pewną wrażliwość, której sztuczna inteligencja przynajmniej na razie nie ma? Mateusz Gromulski: Może zacznę, że na razie na razie trzeba ostrożnie. Znaczy na pewno to nie powinno wyglądać w ten sposób, że wrzucam do czatu GPT tekst i piszę, żeby mi go uprościł, po czym on mi coś wypluwa i wklejam to jako uproszczony tekst. To może robić szkodę merytoryczną tekstowi i też trzeba dbać o dobry prompt. Na przykład podobno na czat przynajmniej działa wklejenie tytułu ISO, który dotyczy właśnie tego zakresu plain language. Jeżeli on gdzieś sobie zassie ten standard ISO, to jest troszeczkę ten tekst lepiej uproszczony, ale taki bardzo rozbudowany prompt powinien właśnie dotyczyć też budowy śródtytułów, jak one powinny wyglądać, co chcemy osiągnąć. Czasami warto nadać rolę czatowi, to znaczy np. napisać, że jesteś urzędnikiem w Ministerstwie Finansów, napisać coś, żeby troszeczkę załapał ten kontekst. Jednak nadal, moim zdaniem, powinna być ta piecza ludzka jeszcze, żeby człowiek na to zerknął, przynajmniej na razie. A jak to się rozwinie, to tego myślę nie wie jeszcze nikt. Dr Marta Chojnacka-Kuraś: Pani Julio, Pani chciała jeszcze coś dodać? Julia Walerzak: Tak. Mateusz, zwróciłeś tu słusznie uwagę na to, że tworzenie tych promptów jest bardzo ważne, tak jak umiejętność w ogóle pracy z tymi narzędziami upraszczania. Myślę, że odpowiedź na to pytanie nie jest jednoznaczna, że tak naprawdę nie jesteśmy w stanie powiedzieć, jak długofalowo, w dłuższej perspektywie sztuczna inteligencja wpłynie na naszą pracę. Natomiast na razie myślę, że jest jej jeszcze bardzo daleko do tego, żeby móc mówić o tym, że sztuczna inteligencja jest w stanie zastąpić osoby z wykształceniem polonistycznym czy z doświadczeniem przy upraszczaniu tekstów. Myślę, że warto ogólnie znać te narzędzia i umieć z nich korzystać, bo one często pomagają w pracy, natomiast absolutnie nie są w stanie jej zastąpić. Pan Piotr zwrócił uwagę na tę wrażliwość człowieka. Ona wciąż jest potrzebna i jest niezastępowalna przez sztuczną inteligencję. Mamy do dyspozycji kilka różnych narzędzi do upraszczania tekstów. Oprócz Jasnopisu czy czatu GPT jest też na przykład Logios, który pozwala ocenić przejrzystość tekstu. Są to takie narzędzia, które pomagają ten tekst zredagować. Można się zainspirować niektórymi podpowiedziami, ale nigdy to nie będzie tak, jak to Mateusz przytoczyłeś, żeby spytać czat o uproszczenie i po prostu przekleić to, co nam z tego wyszło. Pani Karolina wspomniała też na czacie, że ten czat GPT potrafi często skomplikować nam jeszcze bardziej ten tekst. Zawsze potrzebna jest ta piecza ludzka, o której mówiłeś Mateusz. Sanita Kubryń: Ja może dodam jeszcze taką ciekawostkę. Ostatnio pilotowałam takie badania dla PKO BP, które właśnie dotyczyły tego, jak ludzie oceniają teksty prostojęzyczne. No i okazało się, że taki tekst prostojęzyczny ankietowani częściej oceniają jako napisany przez sztuczną inteligencję – w tym znaczeniu, że wydaje mi się po prostu prosty. Tekst skomplikowany, trochę zaciemniony był kojarzony częściej z tekstem pisanym przez człowieka. Bo do czego używamy sztucznej inteligencji? Często właśnie do tego, żeby nam coś uprościła: „wyjaśnij, o co tutaj chodzi” albo „streść, co jest tutaj napisane”. Ankietowani też częściej odpowiadali, że te teksty niezrozumiałe wkleiliby pewnie do sztucznej inteligencji, żeby pomogła w wyjaśnieniu. Ciekawe jest to, że mimo że sztuczna inteligencja często zaciemnia, to ona przystosowuje z czatem GPT czy z innym urządzeniem to słownictwo do naszego, do takiego jakim piszemy, żeby wszystko było zrozumiałe. W tym sensie możemy się trochę od tej sztucznej inteligencji uczyć. Dr Piotr Bordzoł: A ja mam jeszcze takie jedno pytanie, może trochę przewrotne, do Państwa, którzy zajmujecie się prostym językiem. Czy nie macie czasami takiego wrażenia, że praca z prostym językiem to jest praca w warunkach szkodliwych, tzn. w warunkach szkodliwych dla polonisty? Pani Doktor mówiła o tych rzeczownikach. Ja już drżę o przymiotniki. Ale czy to nie jest jednak tak, że może to trochę zabija naszą kreatywność, twórczą ekspresję, że po jakimś czasie rzeczywiście już zaczynamy myśleć tym prostym językiem, że zupełnie inaczej czytamy tekst literacki – że zaczynamy widzieć w tym tekście literackim ten nadmiar i chcielibyśmy go na przykład upraszczać? Dr Marta Chojnacka-Kuraś: Rzeczywiście pytanie przewrotne i tak troszkę chyba wraca do wątku szkoły. Tak bym to widziała. Powiedziałabym na początek tak: prosty język jest. Ja to widzę jako styl pisania tekstu, a styli mamy dużo różnych do wyboru. Więc prosty język to nie jest coś, co nam się narzuca – że my już od tej pory mamy absolutnie każdy tekst w każdej sytuacji i do każdego pisać w ten sposób. To jest styl zarezerwowany dla bardzo konkretnych sytuacji, o których mówiliśmy właśnie na początku, czyli komunikacja dużej instytucji, banku z niewinnym człowiekiem, którego ten bank może łatwo nabrać na coś, jeżeli właśnie tak obwaruje tekst w gwiazdki i przepisy. To jest to. Ale prosty język nie stoi zupełnie obok języka literackiego, języka poezji, naszych świątecznych życzeń dla kogoś, naszych listów, naszych blogów, naszych narracji o doświadczeniu, o życiu. To jest zupełnie do czegoś innego. Myślę, że prosty język może się rozszerzyć na pewne obszary naszej komunikacji, ale nie będzie wszechobecny. Aczkolwiek jak się trochę pracuje z prostym językiem, to faktycznie człowiek się przyzwyczaja do tego, że oczekuje się, że tekst będzie zrozumiały. Jak czytam tekst, który stawia mi opór, nie jest on czystą szybą – o której tutaj wspominaliśmy (jest kilka metafor, obrazujących, czym jest prosty język) – to rzeczywiście czujemy jakiś dyskomfort. Kiedy słucham jakiegoś bardzo skomplikowanego odczytu, tekstu, to gubię się, bo mnie po prostu jakoś przeraża ten poziom skomplikowania. Trzeba by jeszcze dokładnie przebadać, jak prosty język tak naprawdę wpływa na ludzi, którzy trochę w nim posiedzieli i potem to czytają. Mam wrażenie, że jest tyle furtek, które trzeba jeszcze otworzyć, tyle relacji: prosty język a feminatywy, prosty język a język inkluzywny, posty język a inteligencja i nasze kompetencje czytelnicze. To wszystko jest do zbadania. Na razie tyle ode mnie. Oddaję głos Panu Mateuszowi. Mateusz Gromulski: Uważam, że to ciekawa kwestia, czy styl, którym posługujemy się na przykład zawodowo, jest w stanie nas jakoś napromieniować. Mam taką koleżankę z pracy, akurat z banku, która – mam wrażenie – jakoś trochę przesiąkła z tym stylem urzędowym i ona nawet w rozmowach przy kawie potrafi użyć: „w związku z powyższym” i to jest dla mnie troszeczkę przerażające, ale może są to takie jednostkowe przypadki, warte zbadania, na ile taki styl może w nas zostać. Natomiast dobrze, że jest to zróżnicowanie. Powinno to być na przykład w tekstach artystycznych, literackich, żeby tam spotykać się z bogactwem języka i go absolutnie nie zabierać i nie zabijać. Chociaż są właśnie takie teksty, które stawiają całkowity opór. I tutaj z doświadczenia ze studiów przypominają mi się teksty z teorii literatury, których zupełnie nie rozumiałem, mimo że spędzałem długie godziny nad ich czytaniem. Jednak dobrze, że ta różnorodność jest i trochę prosty język na tym polega, żeby ją zachować. W tych tekstach użytkowych, masowych powinien zostać. Przykładowo Tokarczuk, Sienkiewicz, Mickiewicz niech zostaną i niech pokazują to nasze bogactwo językowe. Sanita Kubryń: Zbierając to wszystko, można powiedzieć, że prosty język to jest po prostu taka nasza kolejna piłeczka do żonglowania, do tych wszystkich stylów, którymi się posługujemy. Możemy mówić inaczej w sytuacji urzędowej, w pracy będziemy używać innego stylu, innego też w rozmowie z dzieckiem. Robimy to naturalnie. Po prostu prosty język to jest kolejna piłeczka do zestawu. Ale przyznam, że faktycznie trochę tak jest, że zmieniają się te oczekiwania wobec tekstów i ja już trochę tak patrzę na niektóre. Od razu myślę sobie: „To bym wykreśliła, to bym wykreśliła”. Pani Małgorzata: Przy okazji chciałam poprosić, czy moglibyście Państwo podzielić się swoimi przykładami z pola zawodowego, tj. jednego zdania, które Państwo opracowaliście z branży bankowej czy innej. To nie musi być jakieś skomplikowane zdanie, ale takie, żebym mogła popatrzeć po prostu, jak to się zmienia, jak wygląda przed i efekt po, żeby załapać, o co w tym procesie chodzi. Sanita Kubryń: Ciężko jest wyłowić teraz z tego wszystkiego jedno zdanie. Myślę szczególnie o takich reklamacjach i umowach, które u mnie w pracy są pisane językiem urzędowym. Reklamacja zaczyna się od: „W odpowiedzi na przedmiotowe pismo wysłane w dniu … oświadcza się, że …”, po czym pojawia się mnóstwo treści i dopiero na koniec: „z przykrością informujemy” albo „uprzejmie informujemy, że musimy odrzucić reklamację”. Ja u siebie bardzo lubię robić takie tabelki, bo oczywiście czasami musimy dla porządku dokumentacji umieścić informacje, dotyczące tego, na co i w związku z czym jest to odpowiedź. Na przykład u mnie umieszczamy to nad pismem. Jest taka tabelka „w odpowiedzi na” i tu pojawia się „pismo z tego dnia”, kolejno „decyzja”. „Decyzja” może być na górze i nikomu to nie szkodzi. To jest bardzo fajny pomysł, tak jak rezygnowanie z tego „uprzejmie informuje” – bo to nie jest w ogóle uprzejme informowanie. Ile to jest czasami walki, żeby uświadomić to ludziom, którzy się na co dzień posługują tymi słowami i są z nimi tak oswojeni, myślą, że faktycznie to przekazuje ten pozytywny ładunek emocjonalny, a niekoniecznie tak jest. Rezygnowanie z tego i przychodzenie do sedna stanowi znaczącą zmianę w komunikacji z klientem. Szczególnie w reklamacjach, kiedy człowiek i tak już jest w jakiś ciężkich emocjach i jeszcze szuka, dokupuje się do tej informacji, czyta te dwie strony, żeby się dowiedzieć, że reklamacja nie została przyjęta. No to jest zgroza. Pani Małgorzata: Bardzo serdecznie dziękuję. Ja już też widzę, jakie my produkujemy pisma, więc się tylko uśmiecham. Dziękuję za ten przykład, ja lubię naprawdę działać, więc też będę na to inaczej patrzyła. Panie Mateuszu, widzę, że Pan chciał coś powiedzieć, już oddaję głos. Dziękuję. Mateusz Gromulski: Jeszcze z pola z pola bankowego bardzo lubię takie zdanie, które się powtarza: „Bank udostępnia możliwość dokonania płatności na przedmiotowy rachunek oszczędnościowo-rozliczeniowy”. Tutaj mamy taką bardzo rozbudowaną konstrukcję analityczną zamiast, np. napisać: „Umożliwiamy zapłatę na dany rachunek”. To „udostępnienie możliwości dokonania płatności” jest niepotrzebne. To czasami można tak po prostu skrócić, a nie tak rozbuchać słowami. Sanita Kubryń: Znalazłam ten wyrok z ERGO Hestii. Prześlę go na czat. Tyle ode mnie. Już oddaję głos Pani Doktor. Dr Marta Chojnacka-Kuraś: Ten przykład, który Pan Mateusz podał, czyli „umożliwienie dokonania płatności”, to są właśnie te schodki rzeczownikowe, o których mówiliśmy. To nie jest tak, że my nie lubimy rzeczowników. Absolutnie lubimy rzeczowniki. Rzeczowniki są potrzebne tak samo jak czasowniki i przymiotniki. Bez rzeczownika nie ma zdania. Powiedziałabym nawet, że w każdym typowym zdaniu rzeczowników jest więcej niż czasowników. Chodzi o to, żeby one nie dominowały, żeby nie było tak, że w zdaniu nie ma formy osobowej czasownika, za to jest sześć rzeczowników jeden po drugim. Z tym mamy do czynienia w tych wstępnych tekstach, nad którymi pracujemy. Pan Mateusz badał różne opinie na temat prostego języka, te różne lęki i zachwyty. Jednym z lęków jest to, że prosty język, który został powołany na Uniwersytecie Warszawskim przez zespół ds. prostego języka, wywołał w świecie medialnym lęk, że językoznawcy chcą upraszczać język polski, wycinać z języka te imiesłowy, strony bierne. To tak absolutnie nie działa. Pomysł na to, żeby w ogóle czepiać się rzeczowników nagromadzonych, imiesłowów, konstrukcji biernych czy konstrukcji nieosobowych bierze się z konkretnych badań – evidence based medicine, czyli właśnie z badań, które prowadzone były u nas w Polsce już od lat, przez Walerego Pisarka w ramach Jasnopisu, badań nad trudnością tekstu na SWPS-ie. Okazuje się, że właśnie nadmiar tych elementów w tekście powoduje, że on jest trudny, że kognitywnie dłużej przetwarzamy. To wszystko jest kwestią zachowania pewnych proporcji. Lubimy te wszystkie części mowy, nawet stronę bierną w sytuacji, kiedy ona powoduje, że tekst jest precyzyjny. Tutaj podajemy takie przykłady: „Dzieci pogryzły psy” (i nie wiemy, kto kogo pogryzł, możemy to rozumieć w obie strony) czy „Niemki pokonały Brazylijki”. To jest taka homonimia składniowa. Precyzyjne zdania brzmiałyby: „Dzieci zostały pogryzione przez psy”, „Niemki zostały pokonane przez Brazylijki”. Dzięki temu tekst jest jednoznaczny. Na prawach rozmaitych szkoleń, kursów i studiów mówimy, że są te standardy, ale jest też taka nadrzędna super zasada – zdrowy rozsądek, jakaś taka rozwaga w tym wszystkim, mądrość, którą też trzeba w sobie wyrobić. Może nie każdy tak ma. Należy więc spojrzeć na tekst, na kontekst, zobaczyć, czy może ten imiesłów tutaj akurat dobrze się sprawuje, czy może tutaj zostać, czy jest to czytelne. Może w tym momencie dasz radę uniknąć strony biernej, ale tutaj może ją jednak zostaw. Właściwie od każdej z tych reguł może być jakiś wyjątek i celem nadrzędnym jest właśnie komunikatywność szerzej rozumiana, elastyczność w doborze tych środków, żeby to było precyzyjne, jednoznaczne i wystarczająco dobre. Tu i teraz. To też jest taki wątek, że upraszać tekst można do upadłego. Właściwie możemy tydzień siedzieć nad jednym tekstem i go dopieszczać pod każdym względem, ale też w pewnym momencie trzeba się zatrzymać, bo nie możemy tracić na to czasu. Niektórzy urzędnicy starszej daty mówią: „Nie mam czasu się tego uczyć. Od dawna tak robiliśmy i tak będziemy”. Jeżeli ten tekst będzie na ten moment lepszy od poprzedniej wersji, będzie wystarczająco dobry. Do każdej z tych reguł trzeba podchodzić elastycznie, należy ten język traktować jako arsenał niesamowitej ilości rozmaitych środków wyrazu, z których wybieramy w danej sytuacji to, co się najlepiej sprawdzi. To jest właśnie funkcja stylu. Styl jest sposobem doboru środków leksykalnych, środków gramatycznych. Jeżeli więc czuję, że piszę to jak w prostym języku, to zwracam uwagę na te grzeszki, o których mówimy, ale to jest wybór. Natomiast cała reszta jest i na inną okazję będzie znakomita. Pamiętajmy, że to nie jest żaden gwałt zadany językowi, tylko po prostu język musi odpowiadać potrzebom ludzi. To jest taki naturalny etap ewolucji języka urzędowego, głównie języka urzędowego, być może z czasem języka prawniczego. Dr Piotr Bordzoł: Mam taką refleksję po Państwa wypowiedziach, że zajmowanie się prostym językiem to nie jest prosta sprawa. To nie jest gwałt na języku. Jednak żeby się tym naprawdę zajmować, trzeba być głęboko w tym języku osadzonym. W związku z tym jest to chyba jednak jakaś ekskluzywna umiejętność polonistyczna – żeby język uprościć to też trzeba dostrzec jego złożoność i to uproszczenie nie jest sprowadzeniem go do prostego algorytmu (bo to jest właśnie zubożenie języka, a uproszczenie to nie jest zubożenie). Wydaje mi się, że kontakt z literaturą, z poezją baroku, z dramatem Słowackiego czy z opisem przyrody Orzeszkowej to jest właśnie ten moment, kiedy z jednej strony w tym języku się osadzamy i widzimy taką polską możliwość, a z drugiej strony mamy intuicję i wrażliwość, która pozwala nam język uprościć, ale zachować znaczenie, i nie doprowadzić go do takiego wytworu, który mógłby wyjść z najprostszego jakiegoś narzędzia sztucznej inteligencji. Także wydaje mi się, że pod tym względem rzeczywiście tutaj polonistyka jako dyscyplina, jako dziedzina ma jednak bardzo dużo do powiedzenia. Karolina Malinowska: Ja się zgłaszam. Wkręciłam się w sprawę tej pani, która zasadniczo została oszukana przez ubezpieczyciela i myślę o tym, że to się pięknie łączy z tym co Państwo mówiliście o empatii. To znaczy to jest kwestia intencji. Tutaj intencja firmy nie była taka, żeby klient zrozumiał, wręcz przeciwnie. I to sąd – jak przeczytałam – podkreślał, że klientka została w ten sposób oszukana, ponieważ „pełny pakiet” oznacza pełny pakiet, a nie „pełny pakiet bez chorób, na które Pani choruje”. Bardzo interesująca jest etyczna strona tego, czym się Państwo zajmujecie. Ja też się zajmuję dostępnością w rozumieniu wspierania uczniów, którzy mają zróżnicowane potrzeby. I ich jest teraz więcej niż tych, którzy mają – powiedzmy – standardowe potrzeby. Potrzeby są te same, mamy potrzebę rozumieć albo nauczyć się czy wypowiedzieć. Kwestią jest to, jakich narzędzi czy dostosowań do tego potrzebujemy. Fantastyczne to jest, będę się zaczytywać. Dziękuję, Pani Sanito za numer tego orzeczenia wyroku. Bardzo mnie interesuje jak oni to zrobili, że do tego doszli. Znalazłam fragment takiego uzasadnienia: „Każdy logicznie myślący człowiek, kiedy usłyszałby, że oferowane jest ubezpieczenie pełne, przyjąłby, że obejmuje ono wszystkie sytuacje”. No i w sumie ekstra, jest to ekstra uzasadnienie. Sanita Kubryń: Proszę bardzo. Cieszę się, że się tak Pani spodobało. Dr Piotr Bordzoł: To jeszcze może na koniec zapytam o taką rzecz, tak trochę podsumowując nasze dzisiejsze spotkanie. Jakie rady mielibyście Państwo dla studentów, studentek czy osób, które chciałyby uczestniczyć w tym ekskluzywnym, empatycznym i etycznym projekcie, jakim jest prosty język. Jeśli chodzi o to, jak się tego nauczyć, na co zwrócić uwagę na studiach, czy rozszerzać swoją ofertę edukacyjną o jakieś inne komponenty, których na przykład na studiach polonistycznych nie ma, a powinny być. Jak zacząć? Co jest nam potrzebne do tego, żeby faktycznie zostać upraszczaczem i być dobrym upraszczaczem, żeby rozumieć całą ideę tego zjawiska? Mateusz Gromulski: Może ja zacznę. Mamy przede wszystkim tę specjalizację, więc jeśli chodzi o jakiś lifting programowy, to już te dodatkowe potrzebne przedmioty w takiej specjalizacji się znajdują. Jeśli chodzi o jakieś umiejętności i cechy, to przede wszystkim umiejętność takiego krytycznego czytania tekstu, krytycznego myślenia, umiejętność też trochę zachowania pokory, że jest autor związany w jakiś sposób ze swoim tekstem. Czasami warto może zachować pewne elementy tego stylu, żeby też nie być takim bezduszny katem, który wycina wszystko, ważna jest też pokora, że nie zawsze rozumiemy dany tekst. My również, którzy upraszczamy, po prostu potrzebujemy wsparcia, że nie jesteśmy też Alfą i Omegą, tylko dlatego, że jesteśmy polonistami, językoznawcami. Też czasami potrzebujemy takiego wsparcia merytorycznego, żeby pewne kwestie zrozumieć. Trzeba też umieć współpracować, to jest bardzo ważne. Piotr Bordzoł: Tak, bardzo dziękuję. Tu Mariola jeszcze pisała na czacie, że mamy pytania, więc zapraszamy do zgłaszania się, do zabierania głosu. Ja po prostu nie widzę wszystkich osób na ekranie. Sanita Kubryń: Chyba Pani Doktor się zgłaszała wcześniej, prawda? Dr Marta Chojnacka-Kuraś: Ja się wyrywałam, znaczy pytanie mnie trochę zgasiło, więc to bardziej Państwu bym oddała głos, ale chciałabym na koniec kilka takich kropek postawić. Tak jak mówiłeś, Piotrze – ta nazwa „prosty język” jest trochę niebezpieczna, bo to nie jest upraszczanie języka. Już pewnie teraz tego nie zmienimy, ale ta nazwa będzie chyba z tym ciężarem dalej funkcjonować. Nie ma lęku o upraszczanie języka ekosystemu, prawda? Tutaj język jest rozumiany jako język w użyciu, to znaczy konkretne teksty, konkretne komunikaty. My zawsze upraszczamy konkretny komunikat od konkretnej osoby dla konkretnego odbiorcy. To jest ta kwestia etyczna, o której Pani Karolina wspomniała. Tak byłoby cudownie, w idealnym świecie. Używalibyśmy prostych tekstów, w prostym języku właśnie po to, żeby się cudownie, szlachetnie komunikować, z czystym sercem, z czystymi intencjami. Prosty język też powoduje, że my musimy wyłożyć kawa na ławę, o co nam chodzi. Nie możemy się schować za jakimiś konstrukcjami, stronami biernymi, analitycznymi. To uniemożliwia uwikłanie odbiorcy, że on tam czegoś nie zrozumie. Prosty język to zdrowy rozsądek. Każdy, kierujący się zdrowym rozsądkiem, zrozumiałby, że „pełny pakiet” to pełny pakiet. O to chodzi. Prosty język to jest taki zdroworozsądkowy tekst, sformułowany tak, jak napisałby go i zrozumiał każdy przeciętnie myślący człowiek. To jest sprawa etyki również. Tylko ja cały czas też boję się, żeby prosty język nie skończył jako jakaś technika komunikacyjna – że jako firma, bank nosimy na sztandarach, a robimy swoje. To jest taki obszar, o którym trzeba myśleć, to powinno iść w parze z takimi czystymi intencjami. I mam nadzieję, że to będzie tak szło, aczkolwiek zobaczymy, jak będzie. To to tyle, jeżeli chodzi o takie podsumowanie i kropeczki do paru wątków, które się tutaj pojawiły. Mateusz Gromulski: Mógłbym się odnieść od razu, bo Pani Doktor powiedziała o tych sztandarach, że to będzie jakiś standard bankowy, którym się będą chwalić, ale myślę, że ważne jest też to, żeby to nie stało się jakimś sztandarem politycznym, bo pojawił się tutaj temat naszego zespołu uniwersyteckiego i też pojawiły się takie głosy łączące powstanie z zespołu ze zmianą władzy. To znaczy zmieniła się władza i teraz będą ogłupiać obywateli. I myślę, że to też jest bardzo niebezpieczne. Jeśli prosty język stałby się przynależny którejś partii czy opcji politycznej, to ważne, żeby on jednak pozostał neutralny i dla wszystkich. Dr Piotr Bordzoł: Tak, dzięki. To rzeczywiście wiąże się z mnóstwem wątków, m.in. z wątkiem dydaktyki szkolnej, o której tutaj była mowa. Moglibyśmy mówić o dzisiejszej definicji analfabetyzmu wśród młodych ludzi i pewnie to też ma jakiś związek z jakością przekazu, z tym, że jakiegoś rodzaju komunikaty są dziś uznawane za skomplikowane czy za złożone. Jak to wygląda na przykład w badaniach dydaktycznych, które potem są jakąś podstawą do różnych zmian, jakie teksty tam są wykorzystywane? To też jest ciekawe. Ale oczywiście dzisiaj niestety nie powiemy o wszystkim. Pewnie kolejne seminaria jeszcze będą okazją, żeby te wątki poruszyć. Zachęcamy Państwa oczywiście do zadawania pytań. Nie wiem, czy tutaj ktoś się jeszcze zgłasza, czy na czacie mamy jakieś pytania? Nie, w takim razie chyba nie pozostaje nam nic innego jak raz jeszcze bardzo serdecznie Państwu podziękować, prelegentom, uczestnikom naszego dzisiejszego seminarium. Mamy nadzieję, że było dla Państwa ciekawe, inspirujące i oczywiście zapraszamy na nasze kolejne wydarzenia. [Spotkanie zorganizowano w ramach projektu "Polonistyka wobec wyzwań współczesnego świata". Dofinansowano ze środków budżetu państwa w ramach programu Ministra Edukacji i Nauki pod nazwą „Nauka dla Społeczeństwa II” (numer projektu: NdS-II/SP/0264/2024/01).]